był szefem całej firmy-prezesem, podlegał tylko właścicielowi, ewentualnie był członkiem rady nadzorczej, czyli na równi z tym prawnikiem i Demi ;)

Rady nadzorczej? Wątpię żeby to była rada nadzorcza. Rada nadzorcza nie kieruje działalnością spółki, a sprawuje bieżącą kontrolę. Model amerykański z tego co wiem w tym zakresie nie jest jakiś odległy od polskiego KSH, a więc gdyby to była rada nadzorcza to zajmowaliby się oceną pracy zarządu i ewentualnymi zwolnieniami właśnie w tym organie, a nie kwestiami działalności podstawowej i zwolnieniami "zwykłych" pracowników. Wedle mojej koncepcji mieliśmy do czynienia z zarządem tego podmiotu, a Cohen był jego członkiem, a więc odpowiadał przed radą nadzorczą (kontrola bieżąca), a w zakresie "rozliczenia" rocznego, tj. absolutorium bezpośrednio przed właścicielem, np. akcjonariatem. Dla przeciętnego człowieka nie jest to jasne o tyle, że zarząd ma dwie funkcje jako organ - reprezentuje podmiot i prowadzi jego sprawy, ale obok tego pojawiają się wewnętrzne funkcje poszczególnych członków zarządu, które wynikają z wewnętrznej struktury podmiotu. Zarząd może składać się z ludzi, którzy pełnią przeróżne funkcje wewnętrzne, np. głównego księgowego, dyrektora ds. ryzyka etc. i niewykluczone, że obok zasiadania w zarządzie jeden członek wewnętrznie jest podległy drugiemu. John to CEO i dlatego wezwali go dopiero na koniec i prawdopodobnie także jeden z akcjonariuszy danego podmiotu skoro wspomniano, że do momentu przedmiotowej afery był miliarderem, SAM to CSO, a Cohen to jakiś dyrektor mający większą władzę niż CSO, a może nim być CFO i stąd jego "siła" w zarządzie. Z kolei Eric był prawdopodobnie najwyższym stopniem managera (manager senior lub coś w tym stylu).